"What makes the desert beautiful is that somewhere it hides a well."Kolejna lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami zbliżała się wielkimi krokami. Zgrozo.
Jutrzejszy dzień zostanie zapewne zniszczony przez per Pana Pottera, więc postanowiłam sobie umilić czas poprzedzający katastrofę. Poszliśmy z Severusem na długi spacer nad jeziorem jedząc droobles'y i rozkoszując się cudownym widokiem zielonych pagórków i zamazanego słońca przebijającego się przez mgłę. Rozmawialiśmy o wszystkim. O lekcjach, ludziach, wspominaliśmy sobie stare czasy, aż w końcu natrafiliśmy na temat przyszłości, który kłuł mnie w serce niczym ostrze noża.
- Nie mógłbyś tego zrobić.- oświadczyłam stanowczo, mimo tego głos mi drżał. Severus opowiadał o czarnej magii w sposób całkowicie apatyczny. Gdyby nie wsłuchiwać się w sens wypowiadanych przez niego słów, śmiało możnaby powiedzieć, że robi listę zakupów.
- Mógłbym. I to zrobię.
Nigdy nie będę umiała go zrozumieć. Po zakończeniu nauki chciał wstąpić w szeregi śmierciożerców, przyłączyć się do Sam-Wiesz-Kogo. Wszyscy wiedzieli, że tacy ludzie potępiają takie pochodzenie, jakie ja posiadam.
- To dlaczego jeszcze nic mi nie zrobiłeś? Jestem mugolaczką, przecież dobrze to wiesz.- usiedliśmy na piaszczystym zboczu nad brzegiem jeziora.
- Nie mów tak. Nigdy bym cię nie skrzywdził.- oświadczył chwytając mnie za rękę.
- Ale chcesz to zrobić przyłączjąc się do nich.- niektórych słów już nie umiałam wypowidać na głos.
- To nie znaczy, że coś ci się stanie.
Wzięłam głęboki wdech. Severus już wcześniej interesował się tymi sprawami. Właściwie od momentu gdy na trzecim roku w dziale ksiąg zakazanych natrafiliśmy na książkę o zaklęciach niewybaczalnych. Jednak nie myślałam, że Sev chce przyłączyć się do popleczników Toma Riddle'a. Niby to była mała grupa czarodziejów traktowana przez ministerstwo jako sekta, ale wiele osób było tym bardzo zaniepokojonych. Poza tym, aspektem, który zapewne pogłębiał zainteresowania Snape'a był jego ojciec. Przecież był mugolem i właśnie przez niego Sev ich nienawidził. Uważał, że są zupełnie inni niż czarodzieje, bezuczuciowi i bezwzględni. Zastanawiałam się przez moment, czy powiedzieć to na głos.
- Nie każdy mugol jest taki, jak twój ojciec. Rozumiem, że możesz pragnąć zemsty na nim, ale co zrobili ci inni?
- Wszyscy są tacy sami. Gdyby dowiedzieli się o magii już dawno bylibyśmy pozamykani w jakiś klatkach na wystawach.
- Mylisz się, Sev.- westchnęłam.- Nie mogę w to uwierzyć.- ukryłam twarz w dłoniach masując sobie powieki.- Jesteś głupi.- oświadczyłam biorąc głęboki wdech.
- Nie jestem.- oznajmił wpatrując się w gładką taflę jeziora.
Czułam, że mój najlepszy przyjaciel wbija mi nóż w plecy. Nie, właściwie wcale nie w plecy, tylko prosto w serce. Nigdy przy nim nie czułam się niepewnie z powodu tego, jakie mam pochodzenie. Był przecież jedyną taką osobą. A teraz? Nie mogłam na to pozwolić.
- Nigdy tego nie zrozumiem.- oświadczyłam podnosząc się do góry.- Idę na obiad. A ty rób co chcesz.
Sev pomachał głową z niezadowoloną miną. Nie czekałam na odpowiedź. Ruszyłam prostu do zamku.
*
Późny wieczór spędzałam samotnie przy kominku z książką. Co jakiś czas przez dormitorium przechodzili Gryfoni najczęściej kierując się do sypialni, bo robiło się późno. Ja nie mogłam zasnąć i przez cały czas myślałam o Severusie i jego planach na przyszłość. Byłam zaskoczona i wręcz załamana rowojem sytuacji. A może to tylko złudne gadanie? Nie byłam do końca pewna, czy Sev wie, co właściwie tacy ludzie robią. Przecież większość z nich to brudni zwyrodnialcy najczęściej trafiający do Azkabanu. On nie był zlym człowiekiem, miał tylko złe ideały, na które naprowadziło go zachowanie ojca. Jak on chciałby połączyć naszą przyjaźń z udzielaniem się w tej... grupie? Czułam się zdradzona. Ci ludzie nie mieli dobrze poukładane w głowie. Do moich uszu dobiegł dźwięk bicia zegara wskazującego pierwszą w nocy. Z niedowierzaniem spojrzałam przez okno. Była pełnia, a światło książyca delikatnie wpadało przez okno do pokoju. Ku mojemu zdziwieniu usłyszałam kroki i za chwilę z korytarza prowadzącego do sypialni ktoś wyszedł.
- Luniaczku, jak tam futerko?- zapytał jakiś chłopak półszeptem, co spowodowało wybuch śmiechu pozostałych.
- Zamknijcie się, bo kogoś obudzicie.- usłyszałam kolejny głos.
Po sekundzie zauważyłam, że to ta przeklęta czwórka, starająca przekraść się na palcach przez pokój wspólny. Nagle jeden z nich obrócił głowę w lewo i sparaliżowany stanął w bezruchu gapiąc się na mnie. Zauważył go James i również spojrzał w moją stronę. Gdy mnie zobaczył od razu uśmichnął się szeroko i wyprostował, gdyż szedł z pochyolną do przodu głową.
- Cześć Evans!- przywitał się idąc w moją stronę. Pozostała trójka stała jak wryta, nie wiedząc co ze sobą zrobić.- Dlaczego nie śpisz?- rozsiadł się dumnie w fotelu odchylając głowę lekko do tyłu i mrużąc oczy.
- Mogę ci zadać to samo pytanie.- tak naprawdę nie interesowało mnie to, gdzie był i co robił, byle by przez niego nie odjęli Gryffindorowi punktów. Spojrzałam na jego przjaciół. Nadal stali w miejscu głupio się gapiąc.
- Chodźcie tu!- krzyknął James
- Ale przynajmniej ja siedzę w pokoju, a nie włóczę się po zamku.- utkiwałm wzrok w książce udając, że czytam.
- Nie bój się, nic mi się nie stanie. Oni nade mną czuwają.- rzekł wskazując na swoich przyjaciół.
- Jeśli myślisz, że się o ciebie martwię, to jesteś w błędzie.- powiedziałam nie odrywając wzroku od książki. Niech już sobie idzie.
- Nie bądź okrutna, Evans.- powiedział robiąc minę niewiniątka. James w przeciwieństwie do swoich kolegów był wyluzowany i zrelaksowany, czym denerwował mnie podwójnie. Przedsmak jutrzejszej lekcji. Wręcz nie mogłam się doczekać - Czemu siedzisz tu sama?
- Nie martw się o mnie.- w końcu nie mogłam się powstrzymać i na niego spojrzałam, przy okazji przelatując wzrokiem po Syriusz'u, Remus'ie i Peter'rze.
- Na razie, Evans.- odpowiedział wstając, a w ślad za nim poszła reszta.
Odniosłam dziwne wrażenie, że niemiłosiernie gdzieś im się spieszyło. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy, doczytać rozdział i pójść spać.
- Luniaczku, jak tam futerko?- zapytał jakiś chłopak półszeptem, co spowodowało wybuch śmiechu pozostałych.
- Zamknijcie się, bo kogoś obudzicie.- usłyszałam kolejny głos.
Po sekundzie zauważyłam, że to ta przeklęta czwórka, starająca przekraść się na palcach przez pokój wspólny. Nagle jeden z nich obrócił głowę w lewo i sparaliżowany stanął w bezruchu gapiąc się na mnie. Zauważył go James i również spojrzał w moją stronę. Gdy mnie zobaczył od razu uśmichnął się szeroko i wyprostował, gdyż szedł z pochyolną do przodu głową.
- Cześć Evans!- przywitał się idąc w moją stronę. Pozostała trójka stała jak wryta, nie wiedząc co ze sobą zrobić.- Dlaczego nie śpisz?- rozsiadł się dumnie w fotelu odchylając głowę lekko do tyłu i mrużąc oczy.
- Mogę ci zadać to samo pytanie.- tak naprawdę nie interesowało mnie to, gdzie był i co robił, byle by przez niego nie odjęli Gryffindorowi punktów. Spojrzałam na jego przjaciół. Nadal stali w miejscu głupio się gapiąc.
- Chodźcie tu!- krzyknął James
- Ale przynajmniej ja siedzę w pokoju, a nie włóczę się po zamku.- utkiwałm wzrok w książce udając, że czytam.
- Nie bój się, nic mi się nie stanie. Oni nade mną czuwają.- rzekł wskazując na swoich przyjaciół.
- Jeśli myślisz, że się o ciebie martwię, to jesteś w błędzie.- powiedziałam nie odrywając wzroku od książki. Niech już sobie idzie.
- Nie bądź okrutna, Evans.- powiedział robiąc minę niewiniątka. James w przeciwieństwie do swoich kolegów był wyluzowany i zrelaksowany, czym denerwował mnie podwójnie. Przedsmak jutrzejszej lekcji. Wręcz nie mogłam się doczekać - Czemu siedzisz tu sama?
- Nie martw się o mnie.- w końcu nie mogłam się powstrzymać i na niego spojrzałam, przy okazji przelatując wzrokiem po Syriusz'u, Remus'ie i Peter'rze.
- Na razie, Evans.- odpowiedział wstając, a w ślad za nim poszła reszta.
Odniosłam dziwne wrażenie, że niemiłosiernie gdzieś im się spieszyło. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy, doczytać rozdział i pójść spać.
*
Patrząc na wieżę zegarową z rozpaczą wzięłam oddech. A więc czas na kolejną godzinę spędzoną z James'em. Ruszyłam w kierunku błoni. Cała klasa zdezorientowana stanęła w tym samym miejscu co tydzień temu. Profesor Keetlemburg szedł powolnym krokiem w naszą stronę.
- Dzień dobry klaso!- zawołał wesoło.- Dziś, na poprawę humoru, sprawdzimy czy wasze działania w zeszłym tygodniu, były porządne i czy przyłożyliście się do swojego zadania.- uśmiechnął się do nas, jednak nikt tego nie odwzajemnił. Sama byłam w szoku. To była dopiero druga lekcja, nie spodziewałabym się tego po starym, poczciwym Keetlemburg'u.- Pewnie się zastanawiacie jak to zrobię prawda, Black?- zapytał wskazując palcem na Syriusz'a, który uśmiechnął się szyderczo.
- Oczywiście.- odparł.
- Memortki bardzo szybko przywiązują się do właściciela i potrafią go znaleźć. Jednakże!- uniósł palec wskazujący. Uwielbiałam tę jego bujną gestykulację.- Trzeba je oswoić. A to było waszym zadaniem na poprzedniej lekcji. Jeśli otworzę, którąś z tych klatek, ptak powinien skierować się prosto do pary, która wybrała go tydzień temu.
W głowie mi zachuczało. Pary. Gdzie jest u licha James? Rozejrzałam się szybko szukając go. Ku mojemu zdziwieniu, nie było go wśród uczniów. Świetnie, czyli zostałam na lodzie. Tydzień temu to James bardziej przykładał się do tego by oswoić ptaka. Co za kretyn. Ale za to będę miała jeden powód więcej do przedstawienia Keetlemburg'owi, żeby zmienił mi parę. Profesor otworzył pierwszą klatkę, a memortek od razu poleciał w stronę Remusa Lupina i Marry Wright. Kolejne wypuszczane ptaki robiły podobnie. Napięcie we mnie rosło, bo nie wiedziałam, czy mój podopieczny mnie rozpozna. Zawsze mogę wkręcić się w dyskusję z profesorem, że przecież nie ma James'a. Ale czy to wystarczający argument? Coś mi podpowiadało, że nie.
- A, jeszcze, chcę zobaczyć wasze zadanie domowe. Czyli plan pracy z memortkami z uwzględnieniem głównych cech tych zwierząt. Niech jedna osoba je zbierze i mi da.
Niech to. Ze złości aż tupęłam nogą w ziemię. Pewnie dlatego nie przyszedł. Żeby uniknąć braku zadania. Sprytne, aczkolwiek nie zmieniało to mojego położenia. Jak można być tak samolubnym i egoistycznym? Wiedziałam, że to najgorsza partner do współpracy, ale nie sądziłam, że będzie aż tak źle. Postanowiłam, że zapytam jego przyjaciół gdzie szanowny pan teraz się podziewa.
- Syriusz!- zawołałam go gestem dłoni. Chłopak od razu ruszył w moją stronę.
- Słucham Cię, Evans.- powiedział z uśmiechem
Przymknęłam oczy w złości. Wystarczyło już, że Potter mnie tak bez przerwy nazywał. Tylko z nim mi się to kojarzyło.
- Wiesz gdzie jest James?
- Powiedzmy, że chłopak musiał odpocząć.Machnęłam tylko ręką i wyminęłam ich obserwując profesora Keetlemburg'a. Jasne, odpocząć od zadań domowych. Zostały tylko trzy klatki. Musiałam zacząć przygotowywać się mentalnie na wykład o tym, że na lekcji należy pracować. Przewróciłam oczami. Nie wspominając jeszcze o zbliżającej się wielkimi krokami stracie punktów.
- Profesorze!- uniosłam rękę w górę.
- Tak, Lily?- zapytał unosząc głowę znad przedostatniej klatki.
- Nie mam swojej pary.
- Cóż. Chyba poradzisz sobie sama, prawda?
- Nie jestem pewna czy....
Profesor otworzył kolejną klatkę i ku mojemu zdziwieniu, ptak energicznie wyleciał z klatki i usiadł na moim ramieniu. Byłam w szoku i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mam otwarte usta. Powoli ruszyłam by poszukać jakiegoś wygodnego siedzenia. Chociaż nie stracę punktów za to. Ale James i tak sobie u mnie przeskrobał. Nie wiedziałam za bardzo, co robić dalej. Gdybym miała zadanie domowe, to zrobiłabym chociaż jakiś krok do przodu, a w obecnej chwili głaskałam memortka i nic więcej nie przychodziło mi do głowy. Minęło trochę czasu, a ja nadal stałam w miejscu. Profesor zaczął już sprawdzać zadanie domowe.
- Mogę prosić o pracę? Nikt nie był na tyle łaskawy, żeby je zebrać.- oświadczył podchodząc do mnie.
- Przepraszam, nie mam zadania. Ale prosze też uwzględnić to, że nie miałam jak go zrobić. Mojej pary nie ma.
- I nie było przez cały tydzień?- oburzył się. Nie odpowiedziałam. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, argument okazał się bezsensowny, a w mojej głowie brzmiało to lepiej.- Przykro mi, Lily. Gryffindor traci pięć punktów.- powiedział to wybitnie głośno, chyba tylko po to, by usłyszeli to siedzący nieopodal Gryfoni.- Ale bez obaw, reszta to nadrobi. Mam nadzieję.- szepnął odchodząc.
Lekcja dłużyła się niemiłosiernie. Szczerze musiałam się przyznać, że bez Jamesa bardzo mi się nudziło. Właściwie przez całą godzinę siedziałam i obserwowałam inne pary. Gdy lekcja dobiegła końca, szybko ruszyłam do zamku. Nie mogłam się wręcz doczekać, kiedy spotkam Pottera i trochę go ochrzanię. Idąc uświadomiłam sobie również, że przez całą lekcję nie zwróciłam uwagi na Severusa. Ale on też nie wykazywał żadnej chęci kontaktu ze mną. Zaczęły dręczyć mnie wyrzuty sumienia. Na obiedzie nawet nie skupiając się na jedzeniu, z gorączką czekałam kiedy James wejdzie na Wielką Salę. Drzwi uchyliły się i zza rogu wyłonił się Black. Uradowana wyprostowałam plecy, oczekując, że Potter pojawi się zaraz za nim. Jednak go nie było. Był tylko Syriusz. Zawiedziona zaczęłam przeżuwać pieczone ziemniaki, które były już zimne, ponieważ już wcześniej nałożyłam je na talerz. Gdy emocje spowodowane Potterem opadły, podwójnie uderzyły we mnie wyrzuty sumienia, dotyczące Seva. Postanowiłam, że porozmawiam z nim przy najbliżeszej okazji. Poza tym zaczęłam za nim tęsknić.
- Black!- zawołałam go wychylając się do tyłu, żeby mnie zauważył.
- Jamesa nie ma.- oświadczył szeroko się uśmiechając, ale odniosłam dziwne wrażenie, że był to ironiczny uśmiech.
- Nie o to chodzi. To znaczy...Przekaż mu po prostu, że olewanie zajęć nie wyjdzie mu na dobre.
Chłopak wybuchnął śmiechem.
- No, ale nie bądź na niego zła. To James.- odszedł kłaniając się i zajmując miejsce nieopodal.
Co z tego, że to James. Nie był Bogiem ani niczym podobnym. Nic go nie tłumaczyło w tej sytuacji. Nagle obok mojego talerza pojawiła się szara, puchata sowa z ogromnymi oczami. Długo już czekałam na list od rodziców, więc szybko odwiązałam kopertę od nóżki ptaka i ją otworzyłam.
Lily,
Co u Ciebie słychać? Nawet nie wiesz jak trudno jest się przyzwyczaić do tego, że znów zniknęłaś na kilka miesięcy. Na szczęście zobaczymy się w Święta. Mamy nadzieję, że szybko zleci. Jak oceny? Ostatnio byliśmy razem z Petunią na wycieczce w zoo. Przesłalismy Ci kilka zdjęć. Pozdrów od nas Severus'a i szybko odpisz, bo bardzo tęsknimy kochanie.
Ściskamy
Rodzice
Czytając zrobiło mi się smutno. Właściwie większość dni w roku spędzam w Hogwarcie, co bardzo odbijało się na moich relacjach z rodzicami i siostrą. Zostałam całkowicie wybita z rodzinnej rutyny i często zastanawiałam się jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie została obdażona w niewyjaśniony sposób magicznymi zdolnościami. Wyjęłam z koperty fotografie przedstawiające moich rodziców stojących z uśmiechem obok żyrafy. Na kolejnym była Petunia z wążem boa na szyi. Zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro, a jakiś chłopak siedzący obok mnie zachwycony nieruchomymi zdjęciami zapytał czy może je obejrzeć. Pokiwałam głową i chowając list do kieszeni pokierowałam się do dormitorium. Po drodze przypomniał mi się James i jego arogancki sposób bycia. Musiałam się z nim rozptrawić. Kierując się do sypialni zupełnie przypadkowo usłyszałam strzępek rozmowy Petera i Remusa. Zatrzymałam się przy drzwiach sypialni, gdy oni stali u podnóża schodów.
- Peter!- zawołał niecierpliwie Lupin
- Co jest? Byłem u Jamesa w szpitalu...- pokazał kciukiem za siebie, w stronę z której przyszedł. Remus popatrzył na niego morderczym wzrokiem.
- Ciszej, Peter.
Weszłam do sypialni i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Poczułam jak cały gniew i złość ustępują miejsca... współczuciu? W końcu wyszedł w nocy, a rano znalazł się w szpitalu. To mogło być coś poważnego. W każdym razie nie byłam na niego zła. Myślałam, że nie przyszedł bo nie chciał, nie dlatego, że nie mógł. Dlaczego Syriusz nie mógł powiedzieć mi o tym od razu? Co to za tajemnica? Chwyciłam pióro i pergamin by odpisać rodzicom. Właściwie nie miałam im nic ciekawego do przekazania. Napisałam tylko, że bardzo tęsknię i zdjęcia mi się podobają. Postanowiłam, że wyślę go od razu, żeby ich nie niecierpliwić. Po drodze moje myśli staczały ze sobą bitwę. Co prawda, szłam w stronę wieży zegarowej, ale gdybym skręciła na czwarte piętro... Lily Evans, nad czym się w ogóle zastanawiasz? Jedna strona mojego umysłu chciała iść prosto do sowiarni, a potem wrócić i przeprosić Seva. A druga... Tej części się właśnie bałam. Druga chciała skierować się do skrzydła szpitalnego. Gdy mijałam drzwi prowadzące na czwarte piętro, choć miałam szczerą wolę iść na przód, moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Z daleka widziałam już drzwi skrzydła szpitalnego. Wchodząc do środka byłam całkowicie pewna, że to jakiś rodzaj magii, ktoś mną steruje. Ale to było całkowicie niemożliwe, sama chciałam tu przyjść. Leżał w łóżku na samym końcu sali bawiąc się zniczem. Ubrany w same spodnie, a góra od jego piżamy leżała rzucona na krawędzi łóżka. Gdy usłyszał dźwięk uchylanych drzwi, od razu obrócił głowę, a jego reakcja była wprost komiczna. Szybko zaczął czochrać włosy i wyprostował plecy ukazując, ku mojego zaskoczeniu umięśniony brzuch i tors.
- Evans, ciebie ostatniej bym się tu spodziewał.- uśmiechnął się, a ja podeszłam do sąsiedniego łóżka i usiadłam na nim.- Dzięki za wiadomość, Syriusz już mi przekazał. Obiecuję, Evans, że wezmę to sobie to serca. To miłe, że tak martwisz się o moje dobro.
- To nie jest troska. Myślałam, że nie przyszedłeś na zajęcia, bo nie chciałeś dostać złej oceny za zadanie.- wyjaśniłam powód swojej złości.- James uśmiechnął się ukazując białe zęby.
- Ja uciekający przed złymi ocenami.- chwycił się za podbródek - Nie w tym świecie, Evans. Tak właściwie co tu robisz? Chciałaś przekazać mi swoją wiadomość osobiście?
- Nie do końca.- właściwie sama nie umiałam określić, dlaczego znajduję się właśnie tutaj.- Wiesz, widziałam Cię jak wymykasz się z dormitorium w nocy, a potem nagle znalazłeś się w szpitalu...- próbowałam się jakoś wytłumaczyć, ale nie miałam przed sobą żadnego trafnego argumentu.
- Ah!- wykrzyknął nagle - Martwiłaś się o mnie!- uradowany wskazał na mnie palcem, jakby udowadniając mi winę - Czyli to jednak troska?
- Bez przesady!- wykrzyknęłam machając mu rękoma przed twarzą. Od tej chwili z twarzy nie znikał mu cwaniacki uśmieszek.- Co ci się właściwie stało?- nie mogłam powstrzymać się by, co jakiś czas nie zerknąć na jego brzuch. Niczego sobie jak na takiego chłopaczka.
- Drobny wypadek.- oświadczył chowając latającego wokół jego głowy znicza do szafki nocnej.- Będę żył.
- Niestety...- wymruczałam pod nosem tak, żeby nie słyszał.- Drobny wypadek?- powtórzyłam po nim.
- Może kiedyś ci opowiem, długa historia.
- Muszę już iść. Kiedy stąd wyjdziesz? Musimy zrobić zadanie na ONMS.- James spojrzał w okno, przez które wydać było zakazany las i jezioro. Wpatrywał się w nie chwilę jakby miał tam znaleźć odpowiedź.
- Na pewno nie dziś.- pokiwałam głową na znak, że rozumiem, po czym odwróciłam się i pokierowałam ku drzwiom.- Evans!- zawołał gdy chwytałam za klamkę. Odwróciłam głowę.
- Odwiedzisz mnie jutro?
- Nie mam czasu. To była służbowa rozmowa.
Uśmiechnął się i pomachał mi na pożegnanie. Po zamknięciu drzwi poczułam wyrzuty sumienia z powodu, że tracę czas na takie glupoty. Głupia Evans. Co ty robisz? Dobra, ta rozmowa to była konieczność. Pomyślałam sobie, że wróg zawsze będzie wrogiem i z tym optymistycznym przekoniamiem ruszyłam do sowiarni.
- Dzień dobry klaso!- zawołał wesoło.- Dziś, na poprawę humoru, sprawdzimy czy wasze działania w zeszłym tygodniu, były porządne i czy przyłożyliście się do swojego zadania.- uśmiechnął się do nas, jednak nikt tego nie odwzajemnił. Sama byłam w szoku. To była dopiero druga lekcja, nie spodziewałabym się tego po starym, poczciwym Keetlemburg'u.- Pewnie się zastanawiacie jak to zrobię prawda, Black?- zapytał wskazując palcem na Syriusz'a, który uśmiechnął się szyderczo.
- Oczywiście.- odparł.
- Memortki bardzo szybko przywiązują się do właściciela i potrafią go znaleźć. Jednakże!- uniósł palec wskazujący. Uwielbiałam tę jego bujną gestykulację.- Trzeba je oswoić. A to było waszym zadaniem na poprzedniej lekcji. Jeśli otworzę, którąś z tych klatek, ptak powinien skierować się prosto do pary, która wybrała go tydzień temu.
W głowie mi zachuczało. Pary. Gdzie jest u licha James? Rozejrzałam się szybko szukając go. Ku mojemu zdziwieniu, nie było go wśród uczniów. Świetnie, czyli zostałam na lodzie. Tydzień temu to James bardziej przykładał się do tego by oswoić ptaka. Co za kretyn. Ale za to będę miała jeden powód więcej do przedstawienia Keetlemburg'owi, żeby zmienił mi parę. Profesor otworzył pierwszą klatkę, a memortek od razu poleciał w stronę Remusa Lupina i Marry Wright. Kolejne wypuszczane ptaki robiły podobnie. Napięcie we mnie rosło, bo nie wiedziałam, czy mój podopieczny mnie rozpozna. Zawsze mogę wkręcić się w dyskusję z profesorem, że przecież nie ma James'a. Ale czy to wystarczający argument? Coś mi podpowiadało, że nie.
- A, jeszcze, chcę zobaczyć wasze zadanie domowe. Czyli plan pracy z memortkami z uwzględnieniem głównych cech tych zwierząt. Niech jedna osoba je zbierze i mi da.
Niech to. Ze złości aż tupęłam nogą w ziemię. Pewnie dlatego nie przyszedł. Żeby uniknąć braku zadania. Sprytne, aczkolwiek nie zmieniało to mojego położenia. Jak można być tak samolubnym i egoistycznym? Wiedziałam, że to najgorsza partner do współpracy, ale nie sądziłam, że będzie aż tak źle. Postanowiłam, że zapytam jego przyjaciół gdzie szanowny pan teraz się podziewa.
- Syriusz!- zawołałam go gestem dłoni. Chłopak od razu ruszył w moją stronę.
- Słucham Cię, Evans.- powiedział z uśmiechem
Przymknęłam oczy w złości. Wystarczyło już, że Potter mnie tak bez przerwy nazywał. Tylko z nim mi się to kojarzyło.
- Wiesz gdzie jest James?
- Powiedzmy, że chłopak musiał odpocząć.Machnęłam tylko ręką i wyminęłam ich obserwując profesora Keetlemburg'a. Jasne, odpocząć od zadań domowych. Zostały tylko trzy klatki. Musiałam zacząć przygotowywać się mentalnie na wykład o tym, że na lekcji należy pracować. Przewróciłam oczami. Nie wspominając jeszcze o zbliżającej się wielkimi krokami stracie punktów.
- Profesorze!- uniosłam rękę w górę.
- Tak, Lily?- zapytał unosząc głowę znad przedostatniej klatki.
- Nie mam swojej pary.
- Cóż. Chyba poradzisz sobie sama, prawda?
- Nie jestem pewna czy....
Profesor otworzył kolejną klatkę i ku mojemu zdziwieniu, ptak energicznie wyleciał z klatki i usiadł na moim ramieniu. Byłam w szoku i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mam otwarte usta. Powoli ruszyłam by poszukać jakiegoś wygodnego siedzenia. Chociaż nie stracę punktów za to. Ale James i tak sobie u mnie przeskrobał. Nie wiedziałam za bardzo, co robić dalej. Gdybym miała zadanie domowe, to zrobiłabym chociaż jakiś krok do przodu, a w obecnej chwili głaskałam memortka i nic więcej nie przychodziło mi do głowy. Minęło trochę czasu, a ja nadal stałam w miejscu. Profesor zaczął już sprawdzać zadanie domowe.
- Mogę prosić o pracę? Nikt nie był na tyle łaskawy, żeby je zebrać.- oświadczył podchodząc do mnie.
- Przepraszam, nie mam zadania. Ale prosze też uwzględnić to, że nie miałam jak go zrobić. Mojej pary nie ma.
- I nie było przez cały tydzień?- oburzył się. Nie odpowiedziałam. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, argument okazał się bezsensowny, a w mojej głowie brzmiało to lepiej.- Przykro mi, Lily. Gryffindor traci pięć punktów.- powiedział to wybitnie głośno, chyba tylko po to, by usłyszeli to siedzący nieopodal Gryfoni.- Ale bez obaw, reszta to nadrobi. Mam nadzieję.- szepnął odchodząc.
Lekcja dłużyła się niemiłosiernie. Szczerze musiałam się przyznać, że bez Jamesa bardzo mi się nudziło. Właściwie przez całą godzinę siedziałam i obserwowałam inne pary. Gdy lekcja dobiegła końca, szybko ruszyłam do zamku. Nie mogłam się wręcz doczekać, kiedy spotkam Pottera i trochę go ochrzanię. Idąc uświadomiłam sobie również, że przez całą lekcję nie zwróciłam uwagi na Severusa. Ale on też nie wykazywał żadnej chęci kontaktu ze mną. Zaczęły dręczyć mnie wyrzuty sumienia. Na obiedzie nawet nie skupiając się na jedzeniu, z gorączką czekałam kiedy James wejdzie na Wielką Salę. Drzwi uchyliły się i zza rogu wyłonił się Black. Uradowana wyprostowałam plecy, oczekując, że Potter pojawi się zaraz za nim. Jednak go nie było. Był tylko Syriusz. Zawiedziona zaczęłam przeżuwać pieczone ziemniaki, które były już zimne, ponieważ już wcześniej nałożyłam je na talerz. Gdy emocje spowodowane Potterem opadły, podwójnie uderzyły we mnie wyrzuty sumienia, dotyczące Seva. Postanowiłam, że porozmawiam z nim przy najbliżeszej okazji. Poza tym zaczęłam za nim tęsknić.
- Black!- zawołałam go wychylając się do tyłu, żeby mnie zauważył.
- Jamesa nie ma.- oświadczył szeroko się uśmiechając, ale odniosłam dziwne wrażenie, że był to ironiczny uśmiech.
- Nie o to chodzi. To znaczy...Przekaż mu po prostu, że olewanie zajęć nie wyjdzie mu na dobre.
Chłopak wybuchnął śmiechem.
- No, ale nie bądź na niego zła. To James.- odszedł kłaniając się i zajmując miejsce nieopodal.
Co z tego, że to James. Nie był Bogiem ani niczym podobnym. Nic go nie tłumaczyło w tej sytuacji. Nagle obok mojego talerza pojawiła się szara, puchata sowa z ogromnymi oczami. Długo już czekałam na list od rodziców, więc szybko odwiązałam kopertę od nóżki ptaka i ją otworzyłam.
Lily,
Co u Ciebie słychać? Nawet nie wiesz jak trudno jest się przyzwyczaić do tego, że znów zniknęłaś na kilka miesięcy. Na szczęście zobaczymy się w Święta. Mamy nadzieję, że szybko zleci. Jak oceny? Ostatnio byliśmy razem z Petunią na wycieczce w zoo. Przesłalismy Ci kilka zdjęć. Pozdrów od nas Severus'a i szybko odpisz, bo bardzo tęsknimy kochanie.
Ściskamy
Rodzice
Czytając zrobiło mi się smutno. Właściwie większość dni w roku spędzam w Hogwarcie, co bardzo odbijało się na moich relacjach z rodzicami i siostrą. Zostałam całkowicie wybita z rodzinnej rutyny i często zastanawiałam się jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie została obdażona w niewyjaśniony sposób magicznymi zdolnościami. Wyjęłam z koperty fotografie przedstawiające moich rodziców stojących z uśmiechem obok żyrafy. Na kolejnym była Petunia z wążem boa na szyi. Zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro, a jakiś chłopak siedzący obok mnie zachwycony nieruchomymi zdjęciami zapytał czy może je obejrzeć. Pokiwałam głową i chowając list do kieszeni pokierowałam się do dormitorium. Po drodze przypomniał mi się James i jego arogancki sposób bycia. Musiałam się z nim rozptrawić. Kierując się do sypialni zupełnie przypadkowo usłyszałam strzępek rozmowy Petera i Remusa. Zatrzymałam się przy drzwiach sypialni, gdy oni stali u podnóża schodów.
- Peter!- zawołał niecierpliwie Lupin
- Co jest? Byłem u Jamesa w szpitalu...- pokazał kciukiem za siebie, w stronę z której przyszedł. Remus popatrzył na niego morderczym wzrokiem.
- Ciszej, Peter.
Weszłam do sypialni i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Poczułam jak cały gniew i złość ustępują miejsca... współczuciu? W końcu wyszedł w nocy, a rano znalazł się w szpitalu. To mogło być coś poważnego. W każdym razie nie byłam na niego zła. Myślałam, że nie przyszedł bo nie chciał, nie dlatego, że nie mógł. Dlaczego Syriusz nie mógł powiedzieć mi o tym od razu? Co to za tajemnica? Chwyciłam pióro i pergamin by odpisać rodzicom. Właściwie nie miałam im nic ciekawego do przekazania. Napisałam tylko, że bardzo tęsknię i zdjęcia mi się podobają. Postanowiłam, że wyślę go od razu, żeby ich nie niecierpliwić. Po drodze moje myśli staczały ze sobą bitwę. Co prawda, szłam w stronę wieży zegarowej, ale gdybym skręciła na czwarte piętro... Lily Evans, nad czym się w ogóle zastanawiasz? Jedna strona mojego umysłu chciała iść prosto do sowiarni, a potem wrócić i przeprosić Seva. A druga... Tej części się właśnie bałam. Druga chciała skierować się do skrzydła szpitalnego. Gdy mijałam drzwi prowadzące na czwarte piętro, choć miałam szczerą wolę iść na przód, moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Z daleka widziałam już drzwi skrzydła szpitalnego. Wchodząc do środka byłam całkowicie pewna, że to jakiś rodzaj magii, ktoś mną steruje. Ale to było całkowicie niemożliwe, sama chciałam tu przyjść. Leżał w łóżku na samym końcu sali bawiąc się zniczem. Ubrany w same spodnie, a góra od jego piżamy leżała rzucona na krawędzi łóżka. Gdy usłyszał dźwięk uchylanych drzwi, od razu obrócił głowę, a jego reakcja była wprost komiczna. Szybko zaczął czochrać włosy i wyprostował plecy ukazując, ku mojego zaskoczeniu umięśniony brzuch i tors.
- Evans, ciebie ostatniej bym się tu spodziewał.- uśmiechnął się, a ja podeszłam do sąsiedniego łóżka i usiadłam na nim.- Dzięki za wiadomość, Syriusz już mi przekazał. Obiecuję, Evans, że wezmę to sobie to serca. To miłe, że tak martwisz się o moje dobro.
- To nie jest troska. Myślałam, że nie przyszedłeś na zajęcia, bo nie chciałeś dostać złej oceny za zadanie.- wyjaśniłam powód swojej złości.- James uśmiechnął się ukazując białe zęby.
- Ja uciekający przed złymi ocenami.- chwycił się za podbródek - Nie w tym świecie, Evans. Tak właściwie co tu robisz? Chciałaś przekazać mi swoją wiadomość osobiście?
- Nie do końca.- właściwie sama nie umiałam określić, dlaczego znajduję się właśnie tutaj.- Wiesz, widziałam Cię jak wymykasz się z dormitorium w nocy, a potem nagle znalazłeś się w szpitalu...- próbowałam się jakoś wytłumaczyć, ale nie miałam przed sobą żadnego trafnego argumentu.
- Ah!- wykrzyknął nagle - Martwiłaś się o mnie!- uradowany wskazał na mnie palcem, jakby udowadniając mi winę - Czyli to jednak troska?
- Bez przesady!- wykrzyknęłam machając mu rękoma przed twarzą. Od tej chwili z twarzy nie znikał mu cwaniacki uśmieszek.- Co ci się właściwie stało?- nie mogłam powstrzymać się by, co jakiś czas nie zerknąć na jego brzuch. Niczego sobie jak na takiego chłopaczka.
- Drobny wypadek.- oświadczył chowając latającego wokół jego głowy znicza do szafki nocnej.- Będę żył.
- Niestety...- wymruczałam pod nosem tak, żeby nie słyszał.- Drobny wypadek?- powtórzyłam po nim.
- Może kiedyś ci opowiem, długa historia.
- Muszę już iść. Kiedy stąd wyjdziesz? Musimy zrobić zadanie na ONMS.- James spojrzał w okno, przez które wydać było zakazany las i jezioro. Wpatrywał się w nie chwilę jakby miał tam znaleźć odpowiedź.
- Na pewno nie dziś.- pokiwałam głową na znak, że rozumiem, po czym odwróciłam się i pokierowałam ku drzwiom.- Evans!- zawołał gdy chwytałam za klamkę. Odwróciłam głowę.
- Odwiedzisz mnie jutro?
- Nie mam czasu. To była służbowa rozmowa.
Uśmiechnął się i pomachał mi na pożegnanie. Po zamknięciu drzwi poczułam wyrzuty sumienia z powodu, że tracę czas na takie glupoty. Głupia Evans. Co ty robisz? Dobra, ta rozmowa to była konieczność. Pomyślałam sobie, że wróg zawsze będzie wrogiem i z tym optymistycznym przekoniamiem ruszyłam do sowiarni.