piątek, 16 marca 2018

04. O swetrze, spacerze i piwie

Podczas obiadu cały czas obserwowałam Severusa. On nie patrzył na mnie w ogóle. Zastanawiałam się, co mogłabym zrobić. Chciałam z nim porozmawiać, udobruchać go jakoś. Ale z drugiej strony zaczęłam być po prostu na niego wkurzona. Zawsze po kłotni to ja biegam za nim, żeby go przeprosić. On nigdy nie ustępuje. Ale przecież on nigdy nie robi nic złego. To zawsze ja odwalam jakieś głupoty. Westchnęłam. Siedziałam tak już dobre pół godziny, miejsca przy stole zaczęły się przerzedzać. Nawet Severusa już nie było. Czułam się trochę tak, jakbym miała na ramionach aniołka i diabełka, każdy z nich mówił mi co innego i mieszał w głowie. Postanowiłam dać tej sprawie się rozwinąć. 
- Wszystko okej, Lily? 
Naprzeciwko mnie siedziała Grace Andrews. 
- Tak. Dlaczego pytasz? - zapytałam szybko wyrwana z zadumy
- Nic. Po prostu zaraz wbijesz sobie widelec w oko. - oświadczyła wkazując na moją twarz 
Rzeczywiście, miała rację. Uśmiechnęłam się, podziękowałam i postanowiłam ulotnić. Grace była moją rówieśniczką i bardzo ładną dziewczyną. Połowa chłopców w Hogwarcie za nią biegała. Cóż się dziwić? Jasne, blond włosy, nieskazitelna cera, prosty nos i wydatne usta. No i duże, niebieskie oczy. Kiedyś nawet dobrze się dogadywałyśmy, ale to było w pierwszej klasie. Poznałyśmy się jeszcze w pociagu i już tam przyrzekłyśy sobie, że będziemy przyjaciółkami na całe życie, bo mamy takie same swetry. Co człowiek sobie myśli mając te dziesięć, jedenaście lat? Chociaż, później to już jest tylko gorzej. Trafilyśmy nawet do tego samego domu. Niestety, nasza dwudniowa przyjaźń zakończyła się fiaskiem gdy oblałam ją jakimś eliksirem po tym, jak ona chciała zamienić nasze kociołki, bo jej eliksir nie udał się. Błędy młodości. Koniec końców chyba już nigdy nie zamieniłyśmy ze sobą dłuższego słowa, mimo że przy profesorze Slughornie podałyśmy sobie grzecznie ręce. 
Mój wzrok przeniósł się na Michelle Brown i jej stado towarzyszek. Była ona kolejną z tych dziewczyn, za którymi uganiała się męska część Hogwartu, tyle że w przeciwieństwie do Grace, była ona dość przeciętna, ale skyrywała to sprytnie pod grubą warstwą różnych kosmetyków i mazideł. Chyba po prostu lubiła być w centrum uwagi, a robienie sztucznego szumu wokoł siebie wychodziło jej całkiem dobrze. 
- Na pewno wszystko okej? Wyglądasz nieswojo. - oznajmiła Grace obserwując mnie
- Tak, jasne. - już chciałam wstać, ale pomyślałam "co mi tam" - Tylko następnym razem nie ostrzegaj mnie o widelcu przy oku. Przynajniej nie musiałabym patrzeć na Michelle. 
Grace roześmiała się, a ja ruszyłam w stronę dormitorium. Może jednak miałam odrobinę poczucia humoru. Nawet pokiwałam na pożegnanie. Chyba Grace miała podobne zdanie o hogwarckiej aferantce. 

Minął już prawie tydzień od kłótni z Severusem, ale sytuacja pozostawała bez zmian. On inorował mnie, a ja go. Postanowiłam skończyć biegać za nim i poczekać, aż on w końcu pierwszy wyciągnie rękę. Chciałam być wytrwała, ale ta sytuacja coraz bardziej zaczynała mnie gnębić. Dotarło do mnie, że ja tak naprawdę poza nim nie mam żadnych dobrych znajomych. Nikogo. Zawsze tylko Sev, Sev, Sev. No i w zasadzie tak mi odpowiadało. Pasowaliśmy do siebie idealnie i nigdy nikt więcej nie był nam potrzebny. Ale teraz spawa nabrała innego charakteru. Wieczorem siedziałam w pokoju wspólnym i przysiadła się do mnie Grace. To było nawet miłe, ale bardzo szybko zostawiłam ją samą i jak poparzona pobiegłam w stronę sali eliksirów. To był nagly impuls. Wiedziałam, że Snape ma teraz dodatkowe lekcje z profesorem Slughornem i chciałam z nim w końcu pogadać. Gdy usłyszałam, że Sev wychodzi z sali, schowałam się za rogiem. Stchórzyłam, bałam się zacząć rozmowę. Zdziwiłam się, bo zamiast do doritorium ślizgonów skierował się do wyjścia z lochów. Ruszyłam więc za nim. Chyba nie chciał, by ktokolwiek go zobaczył bo ciągle rozglądał się i szedł niepewnym krokiem. Kiedy wyszedł z zamku zaniepokoiłam się jeszcze bardziej. Byliśmy już na błoniach. Severus kierował się w stronę Zakazanego Lasu. Jeszcze do niedawna tę sytuację na pewno dało się w jakiś sposób wyjaśnić. Teraz nie miałam już żadnego pomysłu. Szłam za nim jeszcze kawałek, ale zniknął gdzieś między drzewami, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że jestem zupełnie sama, na skraju ciemnego lasu, w nocy. Ogarnęła mnie lekka panika i odwracając się nerwowo za siebie, szybkim krokiem ruszyłam w stronę zamku. Co on u licha kombinuje? Czułam się bardzo nieswojo i ciągle miałam wrażenie, że coś za mną idzie, albo coś się porusza w krzakach. Użycie lumosa też byłoby dość nierozważne, bo było już na pewno po ciszy nocnej, a ja nie chciałam się wystawić nauczycielom jak na talerzu i wpaść w kłopoty. Odetchnęłam z ulgą będąc już w zamku. Przechodząc obok szklarni, usłyszałam niepokojące dźwięki. Za strachu cała zdrętwiałam, bo myśłałam, że w środku jest jakiś nauczyciel. Kiedy zauważyłam, że ktoś wychodzi, było już za późno żeby się schować. Przymknęłam oczy i układałam w myśli jakieś sensowne wytlumaczenie, gdy nagle usłyszłam ten głos.
- Evans? 
 Moim oczom ujawil się nie kto inny, tylko pan Potter. Stał, szeroko się uśmiechając jak gdyby nigdy nic, a zza drzwi wyłoniły się głowy jego towarzyszy. 
- O, cześć Evans. - powiedzieli niemal równocześnie 
- Myślałem, że nie łamiesz zasad. - rzekł robiąc krok w moją stronę
- Oczywiście. W przeciwieństwie do was. 
- Co tu robisz w takim razie? 
- Mogę o to samo zapytać was.
- Ale my nie wypieramy się tego, że łamiemy zasady. Właśnie teraz to robimy. Tak czy siak, to dłuższa historia, ale skoro już tu jesteś to...
Usłyszałam kroki dobiegające z oddali. Szczerze wątpiłam w to, że jeszcze jacyś uczniowie postanowili się wybrać na nocne spacery. I tak było nas już za dużo. 
- Filch znowu węszy! Spadamy! - wyszeptał Peter, wszyscy ruszyli biegiem, a ja zostałam sama, na środku korytarza, przy szklarni do której przed chwilą się włamano. Świetnie. Zaczęłam przypominać sobie w myślach moją wymówkę sprzed chwili i nagle paczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. 
- Chodź, Evans. - już nawet nie próbwowałam się łudzić, że to ktoś inny. 
Biegliśmy aż do końca ciemnego korytarza i zatrzyaliśmy się przy portrecie Merwyna Złośliwego, gdzie czekali już Syriusz, Remus i Peter. 
- Malevolance. - rzekł szybko Remus 
- O tej porze nie przyjmuję. Dobranoc. - odpowiedział portret 
- Malevolance. 
- Zmieniłem hasło. 
- Merw, chyba nie chcesz, żebyśmy zaczęli znów magazynować u ciebie łajnobomby?  
- Niech was piekło pochlonie! - uniósł się portret, pogroził jeszcze ręką i szybko otworzył przejście do, jak się okazało, małego pokoiku z dwiema kanapam, jakimś kufrem i kominkiem. 
Gęsiego wsunęliśmy się do pokoju. Chłopcy, jakby byli u siebie, wygodnie rozsiedli się na kanapach i wyciągneli z kufra butelkę piwa kremowego. 
- Nawet portrety gnębicie? - zapytałam niepewnie nie wiedząc jak się zachować
- Powinnaś nam chyba podziękować, dzięki nam nie wpadłaś tarapaty. - oznajmił James pusząc się przy tym jak paw 
 - Dziękuję. Teraz chce wracać do dormitorium.
- Nie ma takiej możliwości. Filch się tu nadal kręci. - rzekł Syriusz popijając piwo
- Co? Czyli będziecie mnie tu więzić? 
- Dziewczyno, jak ty histeryzujesz. Posiedzimy tu jeszcze trochę, a potem sobie pójdziemy. - powiedział Peter ukazując przy tym szczurze zęby
- Evans, jak chcesz, to droga wolna, ale nieradziłbym. - oznajmił nonszalancko napuszony James
Uśmiechnęłam się tylko cierpko i usiadłam po turecku przy wyjściu. 
- Na kanapie też jest miejsce. 
- Posiedzę tutaj, dziękuję. 
Głowa mi pękała. Ta sytuacja doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Siedziałam w czterech, wyjątkowo małych ścianach z przeklętą czwórką, ich śmiechy odbijały się po całym pomieszczeniu i nie mogłam się stąd wydostać. A Severus błąkał się po lesie w niewiadomym celu.
- Na pewno już sobie poszedł. - oznajmiłam zniecierpliwiona
- Kto? 
- Filch. 
- Napij się piwa, może doda ci cierpliwości. 
- Nie dziękuję. - przemyślałam to jeszcze raz - Albo daj. - chwyciłam butelkę z rąk Syriusza i wzięłam ogromnego łyka. 
Co mi pozostało? Jak już byłam na nich skazana, to przynajmniej nie musiałam ich znosić ich na trzeźwo. Po jakimś czasie piwko kremowe zaczęło działać i przestałam się aż tak bardzo denerwować.
- Skąd wiecie o tym miejscu? - zapytałam - Wydaje mi się, że nie ma go w spisie portretów dostępnych dla uczniów.
- Odkryliśmy go w drugiej klasie. Merwyn i pewnien inny portret bardzo się nie lubią. Dlatego tamten drugi zdradził nam mały sekret Merwyna w zemście za to, że Merwyn przychodził do niego wieczorami i nie dawał mu spać. 
- Ale ktoś jeszcze o tym wie? - zapytałam
- Najprawdopodobniej nie, ten pokoik został już dawno zapomniany. - James dopił piwo i wstał - Chyba możemy już się zbierać. 
W pokoju wspólnym rozeszliśmy się w swoje strony. 
- Fajnie, że wpadłaś, Evans. 
Uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam w stronę mojej sypialni. 

***

Nie wiem co kombinuję, ale napisałam sobie rozdział. Jak ktoś tu jest, to zapraszam do czytania. :)